Megalopolis - ostatni film Francisa Forda Coppoli?
Kiedy w latach 80. powstał scenariusz do "Megalopolis", mało kto mógł przewidzieć, jak wiekopomne wydarzenie owo stworzenie ostatecznie się okaże. Oryginalne prace nad filmem zostały odłożone przez inne tytuły, a potem przeszkodził rok 2001 i tragiczny zamach na World Trade Center. Na przeszkodzie stanęły też problemy finansowe, z którymi Coppola postanowił poradzić sobie na własną rękę - jak mówią plotki, reżyser sprzedał willę czy nawet winnicę, aby sfinalizować dzieło swojego życia. Trochę tajemniczości dorzuca też fakt, że część ekipy nie chciała przyznać się do "Megalopolis" po ukończeniu filmu.
Premiera filmu Coppoli - wydarzenie roku
Premiera "Megalopolis" była chwilą, na którą czekał cały świat filmu. Oczekiwania były wyjątkowo wysokie, a przyjęcie filmu przez publikę na pierwszym canneńskim pokazie prasowym przerosło wszelkie oczekiwania. Logo wytwórni Coppoli, legendarnego American Zoetrope, wywołało entuzjastyczne reakcje publiczności. Chwilę tę można określić mianem wydarzenia katartycznego, dla niektórych wręcz "what a time to be alive". Jakże szczęśliwi byliśmy mogąc być świadkami premiery prawdopodobnie ostatniego filmu jednego z największych mistrzów kina.
Lekcja historii w futurystycznym wydaniu
Reżyser w swoim filmie przedstawia utopijną wizję systemu amerykańskiego bazującego na rzymskim prawie i polityce, co daje niebanalny kontekst współczesnym problemom społecznym. Znajdziemy tu zresztą pełne spectrum postaci historycznych, a przecież nie jest to typowy film historyczny. "Megalopolis" to przedstawienie sceniczne, w którym aktorzy grają przeszarżowane i często egzaltowane role. Wszystko to podane jest z ogromną dawką nostalgii i tęsknoty za antyczną przeszłością, pokazując, że to, co jest na serio, nie musi być podawane na poważnie.
Megalopolis - najbardziej niejednoznaczny projekt w filmografii Coppoli
Swoim filmem Coppola rozlicza się z końcem historii Fukuyamy i podaje prawdziwie poważne zagadnienia w sosie telenowelowym. Można by rzec, że "Megalopolis" to manifest bezkompromisowej miłości reżysera do kina, połączony z chęcią zaspokojenia wszystkich swoich pomysłów. Właśnie dlatego film ten jest prawdopodobnie najbardziej ambiwalentnym, kiczowatym, pokręconym, niejednolitym, absurdalnym i wielopłaszczyznowym projektem w filmografii Coppoli. Czy to wystarcza, aby nazwać jego najnowszy film „arcydziełem”?
Czy Megalopolis to kino dla wszystkich?
Dla wielu osób "Megalopolis" będzie fascynującym doświadczeniem, pełnym samorozkoszy i niewymuszonej sztuki. Dla innych film ten będzie zaledwie kuriozalnym projektem, który mógłby zostać sfinansowany przez inne, być może bardziej „sensowne” projekty. Dochodzi do nas, że Coppola poważne zagadnienia (kryzys amerykańskiej wartości i demokracji, metaforyczny upadek Stanów Zjednoczonych, megalomania jednostki ponad dobrem ogółu) podaje w telenowelowym sosie. Zaczynamy rozumieć, dlaczego nikt nie chce przyznawać się do tego filmu, a przy okazji kupić do niego prawa. Dziadek Coppola stwierdził, że nie ma nic do stracenia.