Tło Wojennej Opowieści
Przystanek w czasie wojny. Końcówka II Wojny Światowej. Wewnątrz pociągu hałasy codziennej depresji, tylko drapieżny pociąg wypełniony żywym ładunkiem. Przechodzimy przez rutynowe codzienne obowiązki, otoczeni obrazem wagonów odbijających to, co na zewnątrz. Historia mogła być przedstawiona sprawnie przez ubiegłoroczne "Strefa interesów". Czy Michel Hazanavicius pokazał tę samą umiejętność w "The Most Precious of Cargoes"? Hazanavicius postanowił wybrać drogę na krótko, w przeciwieństwie do innych bardziej wyrazistych osobowości twórczych.
Hazanavicius i jego Droga do Sławy
Podczas obcowania z Hazanaviciusem, nie można udawać zaskoczenia. Rzeczywiście, jego nazwisko jest wypisane na monolicie filmowym. Jego "autorski" patent polega na naśladowaniu kinematograficznej tradycji, naładowanej nowoczesnymi sprzętami. Wszystko to nadaje "The Most Precious of Cargoes" bardzo luźnej tendencji. Ta pierwsza animacja w konkursie festiwalu w Cannes od czasów "Walca z Baszirem" i "Persepolis" śmiało przylega do tych samych założeń – konfrontacja dziecięcej konwencji z brutalnością wojennej opresji, przełożenie utartych schematów i zaskoczenie sformatowanymi podziałami gatunkowymi.
Tęsknota za Autentycznym Wyrazem
Problemem jest to, że od premiery arcydzieł Folmana i Satrapi na Sekwanie minęło całkiem sporo czasu. W międzyczasie mieliśmy sukcesy "Żywiciela", "Funan", "Przeżyć" czy nawet polskiego "Jeszcze dzień życia". W każdym z tych przypadków obrazy są o wiele bardziej spełnione niż u Hazanaviciusa. "The Most Precious of Cargoes" jest animacją głównie z powodów aspiracyjnych; chociaż warto odnotować, że klatki były rysowane ręcznie przez samego twórcę, film zdaje się paranoicznie bać o wykorzystanie potencjału własnej formy.
Brak Przełamania Schematów
To nieukołysane odtworzenie Hazanaviciusa może być spójne z jego dotychczasowymi osiągnięciami, ale jest zaskakujące na indywidualnym poziomie. "The Most Precious of Cargoes" nie wynika z przypadkowej wyliczanki, ale z bliskiego związku twórcy zarówno z tematem (jego dziadkowie doświadczyli nazistowskiego prześladowania), jak i autorem pierwowzoru scenariusza. Dlatego zaskakuje brak ambicji u reżysera, żeby wyrwać się poza klasyczny schemat. Artystyczna inwencja kończy się na pokolorowaniu holokaustowych klisz pędzlem dwuwymiarowej animacji. Hazanavicius wciąż jeszcze nie dorósł do tego, by być w stanie zaoferować swój osobny, autorski głos.