Gdzie leży granica horroru i perwersyjnych marzeń o wiecznej młodości?
Poszukiwanie wiecznej młodości zawsze było częstym motywem literatury i kina, którego tropy znajdziemy między Elżbietą Batory a Dorianem Grayem. Postać tytułowa "Dzieci Amelii" przekracza tę granicę, pokazując, jak daleko człowiek jest skłonny się posunąć, by nie płacić zegarowi biologicznemu. Ukradła maskę twarzy, która jest daleka od piękna i zdrowia, jednak w ten sposób zyskała pełną indywidualność i obojętność.
Decydujące sceny i ich rozwinięcie
Scena 1: Dyskusyjny czar Amelii
W filmie, Amelia (grana przez Anabelę Moreirę) jest złośliwą postacią, którą trudno zrozumieć. Jej syn Edward (Carloto Cotta) został porwany w młodości i znaleziony za oceanem przy użyciu aplikacji analizującej DNA użytkownika. Mężczyzna, marzący o odnalezieniu biologicznej rodziny, przylatuje do Portugalii z ukochaną Riley (Brigette Lundy-Paine), gdzie ma okazję nie tylko poznawać utraconych przed laty bliskich, ale również odziedziczyć majątek. Riley jednak zaczyna podejrzewać, że coś tu nie gra.
Scena 2: Makabryczne mgły snów
W miarę upływu czasu, zarówno Edward, jak i Riley, doświadczają makabrycznych wizji. Sny wpływają na rzeczywistość, a rzeczywistość zaczyna przypominać koszmar. W posiadłości Amelii zaczynają dziać się rzeczy, które skłaniają do przypuszczeń, że rzeczywiście, coś tu nie gra. Zauważa to również Riley, która wydaje się być głosem rozsądku, powstrzymującym Edwarda przed podejmowaniem decyzji pod wpływem emocji.
Scena 3: Berlińska linia fabularna
Reżyser Gabriel Abrantes odgrywa kluczową rolę w ekranizacji "Dzieci Amelii", do brawurowego końca utrzymując napięcie i nieodkrytą tajemnicę. Reżyser bawi się gatunkami, wykorzystując różne narzędzia do konstruowania narracji. Humor miesza się z grozą, tworząc niepowtarzalny nastrój filmu.
Podsumowanie: Egotyczny styl Abrantesa
Film Abrantesa jest swoistym ćwiczeniem z umiarkowania. Reżyser stawia na gotycki anturaż, ale nie idzie na całość, co prowadzi go do końca wydeptanej ścieżki, którą wcześniej przeszli inni reżyserzy. Może jednak chodzi tutaj o coś więcej – o satyrę na arystokratyczny imperatyw zachowania rodowej linii, o kreatywne operowanie niemalże baśniowym oniryzmem, o zderzenie kultur. Jest to film egotyczny, w którym Abrantes delektuje się swoim stylem, smakując obrazy na krawędzi groteski. Przedstawia więc on szereg pytań, na które odpowiedź pozostawia widzom.